|
29. Podczas plebiscytu Dobiegła końca wielka wojna. Spowodowała ona zmiany na mapie Europy
środkowo-wschodniej. Z mroków niewoli i zamętu krwawych, czteroletnich zmagań
militarnych wyłoniła się niepodległa Polska, która upomniała się o mazurskie ziemie,
zamieszkałe od wieków przez ludność polską.
Zgodnie z postanowieniem traktatu pokojowego, podpisanego w Wersalu 28 czerwca 1919
roku, o przynależności państwowej tych ziem zadecydować miała miejscowa ludność w
powszechnym głosowaniu - plebiscycie. Termin plebiscytu wyznaczono na 11 lipca 1920
roku. Niemcy już w roku 1919 starannie przygotowywali się do plebiscytu w powiecie
oleckim. Powołany komitet powiatowy, złożony z nauczycieli, pastora, sędziego sądu
okręgowego i naczelnika poczty - pod przewodnictwem D. E. Bucholtza - dokonał
podziału powiatu na 12 obwodów,
w których zorganizowano 115 lokalnych oddziałów "służby ojczyźnianej".
Funkcje kierowników obwodów spełniali miejscowi nauczyciele, właściciele majątków i
kupcy. W kołach "służby ojczyźnianej" (Heimatdienst), prowadzących agitację
polityczną, skupiało się - jak twierdzili - 17 tysięcy aktywnych członków.
Sprawną działalność miejscowego komitetu plebiscytowego Niemcy zawdzięczali w
dużym stopniu jego przewodniczącemu, Emilowi Bucholzowi, który z Oleckiem związany
był już od 1888 roku, kiedy przybył tu jako podoficer 4. szwadronu pułku ułanów
hrabiego Dohny. Nabyte doświadczenie w wojsku i na różnych stanowiskach pracy na
terenie miasta w latach 1891-1920 potrafił on skutecznie wykorzystać dla zapewnienia
sukcesu stronie niemieckiej w poczynaniach organizacyjnych i propagandowych.
Polska akcja plebiscytowa w Olecku rozpoczęła się z dużym opóźnieniem - dopiero
na początku 1920 roku, kiedy przybyli tu delegowani z Olsztyna przedstawiciele
Mazurskiego Komitetu Plebiscytowego, Zakrzewski i Rubach. Powstał wtedy w Olecku
powiatowy Mazurski Komitet Plebiscytowy, którego kierownikiem został Władysław
Wesołowski. Biuro Komitetu mieściło się w budynku, zakupionym przy pomocy Banku
Mazurskiego ze Szczytna, położonym u zbiegu ulic Zamkowej i Podgórnej. Wesołowskiego
na stanowisku kierownika MPK zastąpił później Franciszek Milewski, Mazur spod Olecka,
który służył w wojsku polskim generała Hallera. Jego zastępcą i administratorem
wspomnianego budynku był Wilhelm Malaszewski, który z polskim ruchem zetknął się na
robotach w Westfalii.
Polscy działacze plebiscytowi spotkali w powiecie oleckim niezwykle trudne warunki,
lecz mimo to zdołali zorganizować kilka kół Mazurskiego Komitetu Plebiscytowego.
Powstały one w Babkach, Lakielach, w Świętajnie i Połomie. W innych miejscowościach
powołano mężów zaufania.
Niemieckie źródła wymieniają trzy okręgi polskie w powiecie: w Kowalach, którego
kierownikiem miał być Antoni Ignacy Rubach, w Świętajnie, którym kierował Antoni
Biskupski, oraz trzeci okręg w Olecku pod kierownictwem Jana Zakrzewskiego. Jako
przykład wspomnianych trudności strony polskiej podają one m. in. fakt, iż mimo
obiecywanej wysokiej zapłaty w wysokości 500 marek Biuro Mazurskiego Komitetu
Plebiscytowego w Olecku nie mogło znaleźć w mieście stenotypistki. Kiedy zaś na
nabożeństwie w kościele katolickim paru Polaków zaczęło odmawiać po polsku modlitwę
"Ojcze nasz", zagłuszeni zostali przez zgromadzonych tam Niemców. 2 czerwca 1920
roku, według ówczesnej "Gazety Oleckiej", dwaj agitatorzy strony polskiej, Gustaw i
Antoni Galinowscy, rozprowadzili w większości wsi oleckich "Gazetę Ludową", organ
Mazurskiej Partii Ludowej, która wydrukowana została w języku niemieckim. Te i tym
podobne wydarzenia i fakty, którymi chełpiła się propaganda niemiecka, nie
odzwierciedlają faktycznego stanu rzeczy.
Należy pamiętać, że świadomość narodowa Mazurów pod wpływem wielu wydarzeń o
charakterze integracyjnym była bardzo chwiejna. Tkwiły w niej nastroje i aspiracje
separatystyczne, które Niemcy zręcznie wygrywali łudząc mieszkańców tej ziemi mirażem
pewnej autonomii, co znalazło nawet wyraz w drukowanych kartach plebiscytowych
"Polen-Ostpreussen" (Polska-Prusy Wschodnie).
Spośród wszystkich powiatów objętych plebiscytem Olecko znajdowało się w najgorszej
sytuacji. Wpływ polskiego ruchu narodowego, promieniującego na te peryferyjne,
nadgraniczne obszary z Wielkopolski i Pomorza, był najsłabszy. Powiat olecki jako
jedyny z tych powiatów należał do rejencji gąbińskiej i tu, inaczej niż w innych
powiatach, podległych rejencji olsztyńskiej, nie przekazano władzy w okresie
plebiscytu w ręce komisji alianckiej, zobowiązanej do kontroli przebiegu głosowania.
Oprócz władzy administracyjnej nacisk na mieszkańców powiatu wywierali właściciele
majątków ziemskich i innych zakładów pracy, które z reguły znajdowały się
w rękach niemieckich. Reszty dopełniała nie przebierająca w środkach propaganda
niemiecka oraz skomplikowana sytuacja polityczna Polski, uwikłanej w tym czasie w
wojnę z bolszewicką Rosją, której wojska zbliżały się do Warszawy.
W momencie bardzo niekorzystnego dla Polski układu sił przybył do Olecka z ramienia
Komisji Międzysojuszniczej angielski major W. M. Powell
z nielicznym sztabem, przy którym przedstawicielem strony polskiej mianowany został
Maciej Derengowski z Małego Olecka.
Niemcy rozwinęli szeroką działalność propagandową. Właściciel miejscowej drukarni i
wydawca gazety "Oletzkoer Zeitung" - Czygan - w prasie i kolportowanych ulotkach
podkreślał zagrożenie ze strony polskich socjaldemokratycznych i komunistycznych
obskurantów. Mimo pozorów praworządności naruszenie równouprawnienia narodowego było
zjawiskiem powszechnym.
Działaczom polskim udało się zorganizować zaledwie kilka zebrań publicznych, m. in.
we Wronkach i Świętajnie.
Według relacji Wilhelma Malaszewskiego, zebranie w Świętajnie zwołał Jan Mrożek z
Sulejek pod hasłem "W moich żyłach płynie polska krew". Jednak zastraszony w
ostatniej chwili przez bojówkarzy "służby ojczyźnianej" nie przybył na zebranie,
które w zastępstwie poprowadził miejscowy stolarz, Borowski.
W samym Olecku niemieccy bojówkarze rozpędzili publiczne zebranie, zwołane na Rynku,
a organizatorów - Mrożka i Zakrzewskiego - oraz mówców - Leyka i Rubacha -
poturbowali i pobili. Dom Polski, zwany też Polonią, stanowiący siedzibę miejscowego
Mazurskiego Komitetu Plebiscytowego, niejednokrotnie obrzucano kamieniami, wybijając
szyby w oknach i uniemożliwiając kontakty miejscowej ludności z działaczami strony
polskiej. Major Powell upominany przez Derengowskiego i innych mazurskich działaczy
sprowadził wreszcie dla "obrony Polaków" oddział... niemieckiej straży granicznej,
który został zakwaterowany w baraku przy stacji kolejki wąskotorowej. Żołnierze
alianccy nie dotarli do Olecka, by skutecznie wypełniać przewidziane dla nich
zadanie.
Niemcy mieli jeszcze jeden atut po swojej stronie. Prawo głosu w plebiscycie
na Mazurach przyznano także emigrantom, którzy wtopili się już w społeczeństwo
niemieckie i teraz na koszt państwa wracali w dawno opuszczone strony rodzinne, bo
wiadomo było, że będą głosować za przynależnością Olecka do Niemiec. W powiecie
oleckim prawie 40% uprawnionych do głosowania stanowili przybysze z Zachodu.
Przyjechało tu owych "Abstimmungsgäste" - gości plebiscytowych - około 12 tysięcy.
Przyjmowano ich uroczyście przez specjalne komisje, których zadaniem było
zakwaterowanie i wyżywienie gości na czas ich pobytu w mieście.
Bramy u wylotu ulic z Rynku, przy wzgórzu kościelnym i na dworcu kolejowym
zaopatrzone zostały w tablice, na których widniały napisy i hasła propagandowe.
"Ojczyzna was wita" - "Die Heimat grüsst Euch!" - czytali przyjezdni już przy
pierwszej bramie na dworcu.
Wynik głosowania był z góry przesądzony.
W niedzielę, 11 lipca 1920 roku, już od wczesnego rana rozpoczął się pochód
mieszkańców przez miasto przy dźwiękach kapeli. Po ósmej ustawiła się kolejka przed
lokalem wyborczym w magistracie. Głosowali wszyscy jawnie, trzymając w ręku kartki z
napisem "Ostpreussen". Nawet ci, którzy głosowali bez przekonania, oddali swój głos
za niemiecką ojczyzną, obawiając się narazić zwycięzcy, zwłaszcza że groził on
zemstą.
Wrogie okrzyki i hasła pod adresem mazurskich działaczy plebiscytowych dochodziły z
tłumu, który groził pobiciem polskich agentów i zniszczeniem ich domów. Wielu
sympatyków sprawy polskiej zbojkotowało plebiscyt. Zakończył się on w powiecie
oleckim katastrofalną klęską Polaków. Za Polską padły tylko dwa głosy!
Wieczorem Niemcy świętowali uroczyście na placu rynkowym swoje zwycięstwo.
Pochody przez miasto, śpiewy i przemówienia przy płonącym stosie drzewa - wszystko to
w euforii zgromadzonych mieszkańców, przy dźwiękach dzwonów kościelnych, w scenerii
zapadającej lipcowej nocy.
W
piątą rocznicę zwycięskiego plebiscytu postawiono na wzgórzu kościelnym obelisk,
naprzeciw ratusza, z napisem mówiącym o rozmiarach odniesionego zwycięstwa: 28 625
głosów za Niemcami, 2 głosy za Polską.
Działacze polscy po plebiscycie rozproszyli się. Derengowski wyjechał zaraz
do Polski, kilka lat później poszedł w jego ślady Malaszewski.
Wzmógł się kurs germanizacyjny. W 1925 roku tylko niecałe 9% ludności powiatu
przyznawało się do języka polskiego jako mowy ojczystej.
Atmosferę narastania nastrojów nacjonalistycznych, pogróżek i zastraszania sympatyków
ruchu polskiego na Mazurach po plebiscycie ukazał trafnie w swej pwieści "Muzeum
ziemi ojczystej" Siegfred Lenz na przykładzie literackiego Łukowca (Ełku). Pokazał w
niej autor problematykę typowego pogranicza w latach międzywojennych, dostrzegając
niebezpieczeństwo ze strony ludzi ogarniętych ideą szowinizmu w czasach
hitlerowskich, którzy nie tylko eksponaty muzealne, lecz zwyczajne zabiegi wokół
upiększania miasta usiłowali wykorzystać "po to tylko, aby pokazać jednoznacznie, na
czym polega różnica między nami i tymi z drugiej strony granicy".
OLECKO Czasy, ludzie, zdarzenia Tekst:
Ryszard Demby
|
|