|
11. Najazd Tatarów W czasie potopu szwedzkiego ówczesny lennik Rzeczypospolitej
z Prus Książęcych - Fryderyk Wlhelm - zdradził króla polskiego i opowiedział się po stronie
Szwedów. Wydatna pomoc wojskowa elektora dla Szwedów w trzydniowej bitwie pod Warszawą (28-30 VII
1656 r.) nie mogła mu ujść bezkarnie. W obozie polskim podjęto decyzję w sprawie zaatakowania
Prus Książęcych, wysyłając pod dowództwem hetmana Wincentego Gosiewskiego 13 tysięcy żołnierzy i
posiłki tatarskie. Wojska te starły się 8 października 1656 roku w bitwie pod Prostkami z
oddziałami brandenburskimi i szwedzkimi, odnosząc zwycięstwo. W walce zginęło około 5 tysięcy
wojsk szwedzkich i elektorskich, niedobitki wraz z generałem Waldeckiem uciekały na i północ w
stronę Ełku; granice księstwa pruskiego stały otworem.
Sytuację tę wykorzystali Tatarzy, których oddział liczący niespełna 2 tysiące koni, dowodzony
przez Subchana Ghaziego Agi, ruszył bezzwłocznie
w głąb Prus, znacząc swój pochód pożarami i zgliszczami.
Dogodnym pretekstem do wyłamania się spod dyscypliny wojskowej hetmana Gosiewskiego było
odebranie wziętego do niewoli przez Tatarów księcia Bogusława Radziwiłła; w rzeczywistości bowiem
głównym motywem ich samowoli stała się niewątpliwie chęć zdobycia jeńców i zdobyczy wojennych.
Do Olecka wtargnęli Tatarzy 10 października i w ciągu kilku godzin spalili całe miasto, a
ludność miejscową wymordowano lub wzięto w jasyr. Płonęły okoliczne wsie, rabowano cały dobytek
chłopów. Niepohamowana żądza zdobycia łupów, podsycana wrogością i nienawiścią wyznaniową, była
przyczyną wielu okrucieństw. W Wieliczkach spalono kościół, domy proboszcza i diakona, szpital
wraz z innymi zabudowaniami, prawdopodobnie całą wieś. Znane są straty domeny w Połomie:
uprowadzono stamtąd 147 osób, 768 koni, 2153 sztuki rogacizny, 3485 owiec i 1674 świnie. Od ognia
ucierpiało 219 dworów.
Tymczasem za osłoną jeziora pod Stradunami rozłożył się obóz szwedzko-brandenburski, w którym
obok szwedzkiego feldmarszałka Stenbocka znajdował się pobity pod Prostkami dowódca
brandenburski, generał Waldeck i inni. Radzono nad tym, jak rozgromić wojska hetmana Wincentego
Gosiewskiego, zwłaszcza że dotarła tam już wieść, iż z dywizji hetmana odeszły z zagarniętym
łupem posiłki tatarskie.
Rankiem 20 października oddziały szwedzko-brandenburskie wyruszyły do Olecka, gdzie o świcie 22
października otrzymały wiadomość, że Gosiewski znajduje się ze swoimi wojskami zaledwie 20 km od
miasta. Podjęto decyzję natychmiastowego wymarszu i w godzinach popołudniowych straż przednia
doszła Polaków pod Mieruniszkami. Hetman bowiem po zajęciu zamku i miasta Olecka i kilkudniowym
odpoczynku rozpoczął marsz przez lasy sedraneckie w kierunku Filipowa z zamiarem przeniesienia
walk z nieprzyjacielem do województwa trockiego. Wiadomość o pojawieniu się wroga, posiadającego
dwukrotną przewagę, otrzymał od straży tylnej, gdy czołowe oddziały jego dywizji zbliżały się do
Mieruniszek.
W starciu z wojskami szwedzko-branderburskimi hetman Gosiewski zdołał uniknąć rozstrzygającej
bitwy pod Filipowem, jakkolwiek zakończyło się ono jego porażką. Inaczej przedstawia obraz bitwy
historyk niemiecki Max Toeppen: "Nieprzyjaciel został wkrótce rozgromiony i znalazł się w
rozsypce. W ręce zwycięzców wpadły liczne sztandary, wielu jeńców i ogromne łupy. Uwolniono wtedy
księcia Radziwiłła i pozostałych uwięzionych po bitwie ełckiej".
O uwolnieniu wspomina sam Bogusław Radziwiłł pisząc, iż "w niedzielę w południe (22 października)
nastąpiły wojska szwedzkie
i kurfirstowskie pod Filipów i eliberowały (uwolniły) mnie z więzienia".
Znana jest dokładniejsza wersja tego wydarzenia. Książę Bogusław Radziwiłł przebywał w obozie
polskim w towarzystwie swego kuzyna, Michała Radziwiłła, który dotrzymywał wierności królowi
polskiemu. Już w Olecku nie był w zasadzie pilnowany i rozpoczął z Gosiewskim poufne rozmowy, w
wyniku których - jak ogłosił hetman 12 października - "dał deklarację..., że do króla... i
Rzeczypospolitej nie tylko sam, ale z ludźmi i fortecami swymi chce redire (wrócić)". W
rzeczywistości książę Bogusław nie zamierzał jeszcze zmienić swej polityki szwedzkiej, a
zwłaszcza proelektorskiej. Będąc w straży przedniej pod Filipowem usłyszał odgłosy toczącej się
walki koło Mieruniszek. Zamieszanie spowodowane powstałą sytuacją, odwróciło uwagę od jeńca,
który wyrwał szablę pilnującemu go luzakowi
i silnym pchnięciem przeszył go na wylot. Dosiadłszy konia uszedł w kierunku lasu, co było tym
łatwiejsze, że wielu oficerów i posłańców przejeżdżało w bitewnej wrzawie co koń wyskoczy w
różnych kierunkach.
W ten sposób tak cenny jeniec, odgrywający wielką rolę na arenie politycznej, zdołał uciec i
witany był niezwykle serdecznie przez Fryderyka Wilhelma, swego wuja, i Karola Gustawa. Hetman
Gosiewski dowiedział się późno o ucieczce księcia Bogusława - dopiero w czasie kilkudniowego
postoju jego dywizji w Wierzbołowie.
Zagony tatarskie po raz drugi pojawiły się w Prusach Książęcych zimą 1657 roku. Spaliły
wtedy dziewięć miast mazurskich, między innymi i Olecko, o ile było tu jeszcze co palić. Miasta
niekiedy próbowały się bronić, podczas gdy wsie były całkowicie bezbronne. Także niektórzy
magnaci pruscy bronili swych posiadłości. Należał do nich hrabia Bastian von Lehndorff z Doliw
pod Oleckiem, który sprowadził żołnierzy elektorskich, mających ochraniać jego rezydencję. Byli
oni jednak, jak podaje H. Braunt, "dobrymi żołnierzami, dopóki żarli i chlali". Na wiadomość o
zbliżaniu się Tatarów pozostawili rodzinę hrabiego na pastwę losu, uciekając w popłochu. Sam
hrabia Lehndorff, który udał się na wojnę z wojskiem, ocalał, ale jego żona Marianna z dzieckiem,
siostrą i matką dostała do niewoli. Powędrowała z innymi na Krym, gdzie została sprzedana i
używana była do najcięższych posług. Zmarła tam w poniewierce z wycieńczenia, nie doczekawszy się
okupu, którego zrujnowany magnat nie był w stanie zapłacić.
Tragiczne losy nieszczęśliwej hrabiny Marianny spod Olecka, które poznajemy z jej listu
do ojca, pisanego w dniu św. Wawrzyńca 1658, opiewane były później w literaturze niemieckiej.
Tragedii osobistych i rodzinnych w tym czasie było bardzo dużo. Z pobliskiej parafii w Kalinowie
uprowadzono w jasyr 800 osób, wśród których znajdował się proboszcz Albrecht Baranovius z
rodziną. Jak wielu innych nie powrócił on w swoje rodzinne strony, gdyż zmarł w Kandii jako
galernik. Wrócili tylko nieliczni. Należał do nich nauczyciel Zaborovius, który uciekł z niewoli
tatarskiej przepływając Dniestr na wiązce trzciny i sitowia. Należał do nich też niejaki
Kowalski, mieszczanin olecki, który wróciwszy z Turcji po latach przekonał się, że nikt tu już na
niego nie czekał, gdyż żona jego wyszła ponownie za mąż.
Spustoszony i wyludniony kraj nawiedziła kolejna zaraza. Z głodu
i zarazy zmarło w tym czasie na Mazurach 85 tysięcy ludzi. Żeby przetrwać, ludzie żywili się
korzeniami roślin, padliną lub żebrali.
Zniknęły z powierzchni ziemi całe wsie. Podczas dwóch najazdów Tatarzy spalili w Prusach
Książęcych 13 miast, 249 wsi, 37 kościołów, wzięli do niewoli 34 tysiące ludzi, a kilka tysięcy
zabili.
O nieszczęściach ludu mazurskiego pisał pastor Tomasz Molitor z Różyńska w hymnie "O wtargnieniu
tatarskim do Prus", drukowanym w kancjonałach pruskich. Czytamy tam m.in.:
Ojczyzno tęskliwa, zalewaj się łzami,
Wspomnijcie Prusacy, co się działo z wami
W roku tysiąc sześćset pięćdziesiątym szóstym,
Kiedy różne wojska leżały jak mostem.
Naród nieznajomy jak orzeł przyleciał
Z pogańskich krainów, wszystko poźreć zechciał.
W niewinne granice niespodzianie wkroczył,
Bystrym koniem na nie ogromnie przyskoczył.
Tam wsie, domy, zboża i gumna palili,
Poniekąd kościoły w popiół obrócili,
Szaty, konie sobie i pieniądze zbiwszy,
Tylko szczerą nędzę w Prusiech zostawiwszy.
Okrutnie natenczas Tatar postępował,
Będzie się temu świat potomny dziwował.
Utwór ten utrwalił w pamięci wielu pokoleń mieszkańców ziemi mazurskiej grozę
dramatycznych wydarzeń z lat 1656/7.
Wojska szwedzko-brandenburskie, które walczyły pod Filipowem
z hetmanem Gosiewskim, nie zachowywały się w okolicy Olecka wiele lepiej niż wrogowie. Złożone z
różnych awanturników i straceńców, niezdyscyplinowane i zdziczałe, były prawdziwą plagą dla
spokojnych mieszkańców. Jak podaje Ch. Grigat, zrabowały one 500 kop zboża w snopach, oziminą
spasły konie, zniszczyły ogrodzenia i ogrody. W Olecku wpadło
w ich ręce osiemnaście półgarnców wina mszalnego, które miejscowemu pastorowi udało się ocalić
przed Tatarami. O spalonych przez hordy tatarskie kościołach w Wieliczkach, Świętajnie i
Mieruniszkach donosił jesienią 1656 roku elektorowi pisarz starostwa oleckiego - Chrystian
Müller.
Rozmiary zniszczeń w starostwie oleckim podczas najazdu jesienią tegoż roku poznajemy także z
ustaleń zawartych w rejestrach z roku 1664. Dowiadujemy się z nich, że np. w Garbasie było tylko
10 włók zasiedlonych, a 96 pustych; w Cimochach - 4 zasiedlone, a 56 pustych; w Rosochackich - 2
zasiedlone, a 23,5 puste; w Olszewie - 3 zasiedlone i 41 pustych. W tym samym rejestrze
znajdujemy informację, że we wsiach zobowiązanych do szarwarku w książęcym folwarku w Sedrankach:
Kukowie, Rosochackich, Krupinie, Wieliczkach, Jurkach, Baranach, Czuktach, Sokółkach i Kilianach
było razem 71 włók zasiedlonych, a 243 puste!
Drugiego listopada 1656 roku mieszczanie oleccy zwracali się z prośbą do starosty
książęcego "o pięć łasztów zboża, sześć łasztów owsa, o zezwolenie na zwózkę budulca z lasów
sedraneckich i kleszczewskich oraz
o zwolnienie przez najbliższych sześć lat od wszystkich ciężarów". A przecież, jak już
wspomniano, Tatarzy zjawili się ponownie w tej okolicy
w lutym 1657 roku. Wysoką cenę wypadło zapłacić i ciężko odpokutować mieszkańcom Mazur za
wiarołomną politykę swego władcy.
OLECKO Czasy, ludzie, zdarzenia Tekst:
Ryszard Demby
|
|